Site icon gostynslaska.pl – informacje z Gostyni

Miały być wybory – będzie plebiscyt. Rozmowa z Adamem Myszorem

W niedzielę 7 kwietnia przy urnach wyborczych nie dojdzie do wyczekiwanego od dawna starcia pomiędzy Joanną Pasierbek-Konieczny a Adamem Myszorem, który swoją decyzją o kandydowaniu wyłącznie do rady gminy sprawił, że na karcie do głosowania na wójta gminy znajdzie się tylko jedno nazwisko. Jak radny tłumaczy tę decyzję?

Czekali do ostatniej chwili
Kandydata na wójta gminy w wyznaczonym przez Gminną Komisję Wyborczą terminie mógł zgłosić każdy komitet wyborczy, który zarejestrował kandydatów na radnych w co najmniej połowie okręgów wyborczych. W gminie Wyry tę możliwość miały dwa komitety: KWW Forum Samorządowe oraz KWW GZM Adama Myszora.

W terminie do 14 kwietnia, ku zaskoczeniu wielu obserwatorów lokalnej sceny politycznej, zarejestrowano tylko kandydaturę Joanny Pasierbek-Konieczny z Forum Samorządowego. Zgodnie ze stosowaną w takich przypadkach procedurą, komisja wyborcza wyznaczyła drugi, dodatkowy termin na zgłaszanie kandydatów na wójta – do 19 marca włącznie. Jednak również i w tym terminie ze strony drugiego uprawnionego do tego komitetu, GZM Adama Myszora, wniosek o rejestrację kandydata na wójta nie wpłynął.

Decyzja jednego człowieka
W obwieszczeniu komisji wyborczej, które ukazało się następnego dnia potwierdzono, że w tegorocznych wyborach zarejestrowano tylko jednego kandydata na wójta. Tym samym uprawnieni do głosowania mieszkańcy gminy w wyborczą niedzielę nie będą wybierać – tak jak przed laty – pomiędzy kilkoma kandydatami, a jedynie będą mogli zdecydować, czy jedyny zgłoszony kandydat nadaje się na to stanowisko.

Decyzja o kształcie tegorocznych wyborów wójta leżała więc w wyłącznej gestii jednego człowieka – radnego Adama Myszora, lidera dużego lokalnego komitetu z kandydatami do rady gminy w 14 z 15 okręgów wyborczych.

Od początku był on naturalnym kontrkandydatem Joanny Pasierbek-Konieczny, co więcej od wielu lat publicznie się na kandydata na wójta kreował, jednak tuż przed wyborami zdecydował inaczej, co wywołało niemałe zamieszanie w całej gminie. Swoją decyzją zaskoczył nie tylko konkurentów, gotowych na zaciętą rywalizację wyborczą, ale przede wszystkim wielu – nie tylko własnych – wyborców, którzy liczyli na to, że dojdzie do starcia różnych wizji rozwoju gminy i zdrowej konkurencji pomiędzy kandydatami.

Jak radny tłumaczy tę decyzję? Co dokładnie stało za tym, że nie doszło do zapowiadanej od dawna rywalizacji o fotel wójta? O tym i innych kwestiach w rozmowie, którą przeprowadziliśmy po ogłoszeniu ostatecznej listy kandydatów na wójta gminy.

Patryk Fila (gostynslaska.pl): 19 marca minął drugi, dodatkowy termin zgłaszania kandydatów na wójta gminy. Tylko jeden z dwóch uprawnionych komitetów dopełnił związanych z tym formalności. To dziwne, bo wydawał się Pan pewnym kontrkandydatem dla Joanny Pasierbek-Konieczny. Dlaczego w tych wyborach nie będzie Pan ubiegał się o ten urząd?

Adam Myszor: Tak sformułowane pytanie może sugerować, że nie dopełniliśmy jakichś formalności w kontekście zgłoszenia kandydata. Jest dokładnie odwrotnie. Moja decyzja o niewystartowaniu na wójta w tych wyborach była w pełni świadoma i gruntownie przemyślana. W zeszłym roku zostałem radcą prawnym, zaś dosłownie kilka dni temu odebrałem mianowanie Prezesa Sądu Apelacyjnego w Katowicach na stanowisko referendarza sądowego w jednym z większych sądów rejonowych na Śląsku. To ogromne wyzwanie, bo w tej pracy wydaje się orzeczenia pod własnym imieniem i nazwiskiem, biorąc za to pełną odpowiedzialność. Na tym etapie mojego życia pragnę dalej rozwijać się w zawodach prawniczych. Nie wykluczam jednak startu w wyborach na Wójta Gminy Wyry, w któreś z kolejnych elekcji.

Myśli Pan, że wyborcy zrozumieją tę decyzje? Wielu z nich będzie zawiedzionych. Koniec końców to będą inne wybory niż w 2018 czy 2014 roku, bo na karcie do głosowania w wyborach wójta będzie tylko jedno nazwisko.

To oczywiste, że ludzie woleliby „prawdziwe” wybory niż plebiscyt. Taka sytuacja nie odbiera im jednak szans na wyrażenie swojego zdania. Do wyboru będą mieli dwie opcje TAK lub NIE. Osiągnięcie obecnego poziomu kariery zawodowej oznaczało przejście przez trudne studia prawnicze i zaliczenie państwowych egzaminów, co kosztowało mnie wiele trudu, czasu i energii. Zdobytą w ten sposób wiedzę i doświadczenie wykorzystuję również jako radny. Mieszkańcy naszej gminy sami ciężko pracują, rozwijają się, podnoszą kwalifikacje zawodowe. Myślę, że doskonale mnie rozumieją, pomimo pewnej dozy rozczarowania, która w takiej sytuacji jest naturalna.

Materiały wyborcze Pana komitetu wskazują, że radni GZM Adama Myszora będą nastawieni na współpracę z wójtem – we właściwym tego słowa znaczeniu, i popierać dobre projekty społeczne. W treści jednego z ogłoszeń zapewnia Pan, że będziecie też „stać na straży niskich stawek podatków i opłat lokalnych” oraz mieć oko na gminne inwestycje. To realny scenariusz? Rozumiem, że będziecie chcieli wspierać dobre projekty rozwojowe, ale trudnych decyzji w sprawie podatków czy stawek za odbiór odpadów nie da się uniknąć bez uszczerbku dla budżetu gminy.

Nigdy nie byłem „opozycją totalną”, prezentującą stanowisko na zasadzie nie bo nie. W mijającej kadencji odnotowałem blisko 46% głosowań „ZA” różnymi propozycjami. Popierałem i interweniowałem w sprawach kluczowych inwestycji gminnych z kanalizacją i remontami dróg na czele. Jednocześnie pozostawałem wierny danemu mieszkańcom słowu i własnym przekonaniom. Każdy sprzeciw był zawsze przeze mnie wpierw dogłębnie analizowany, a następnie obszernie tłumaczony podczas sesji. Moim zdaniem takie działanie nie stoi w sprzeczności z utrzymywaniem racjonalnego poziomu podatków i opłat lokalnych, szczególnie za odpady. W funkcjonowaniu gminy jest wiele obszarów, gdzie można zracjonalizować wydatki i usprawnić ich realizację. Przykładem mogą być inwestycje. W mijającej kadencji aż 4 razy zmieniała się w urzędzie osoba odpowiedzialna kierowniczo za ten obszar. Ograniczenie chaosu decyzyjnego i lepsze przygotowanie gminnych inwestycji pozwoli nam zaoszczędzić pieniądze, których nie trzeba będzie wyciągać z kieszeni mieszkańców. Przy odrobinie dobrej woli z umownej drugiej strony sądzę, że radni z komitetu Gminnego Związku Mieszkańców Adama Myszora będą konstruktywnie współpracować z wójtem w sprawie dobrych projektów dla gminy, zachowując jednocześnie niezależność, tak potrzebną dla właściwego funkcjonowania rady gminy.

Czy jest szansa na to, że po wyborach powołany zostanie pierwszy klub radnych w historii Rady Gminy Wyry?

Nie należę do ludzi, którzy dzielą skórę na niedźwiedziu. Chcemy skutecznie działać w radzie gminy dla dobra mieszkańców, ale wszystko zależy od tego ilu radnych uda nam się do rady wprowadzić. Optymalna byłoby sytuacja, gdyby większość w radzie tworzył komitet niezależny od wójta. Wtedy jest szansa na zdrową równowagę między organem stanowiącym a wykonawczym w gminie. Przez ostatnie lata mieszkańcy pozbawieni byli jakiejkolwiek, nazwijmy to, „instancji odwoławczej”. W zdominowanej przez ugrupowanie wójta radzie gminy, radni byli jednocześnie żyrantami i rzecznikami zarówno dobrych, jak i niestety tych złych decyzji wójta. Mieszkańcy zasługują na więcej, niż dostawanie od swojego radnego jedynie mniej lub bardziej fortunnych wymówek. To trzeba zmienić. Dlatego apeluję do mieszkańców i proszę ich o poparcie dla wszystkich kandydatów na radnych zgłoszonych przez nasz komitet.

Wśród obietnic wyborczych Joanny Pasierbek-Konieczny znalazł się punkt dotyczący wprowadzenia budżetu obywatelskiego. Czy ten pomysł znajdzie się na liście dobrych projektów i będzie mógł liczyć w przyszłości na szersze poparcie ze strony radnych GZM Adama Myszora?

Budżet obywatelski to piękna i słuszna idea, którą warto popierać, ale diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach. Pracując w urzędzie miejskim jako naczelnik wydziału, brałem udział w pracach zespołu odpowiadającego za realizację budżetu obywatelskiego w mieście. Kluczowe były dwie kwestie. Po pierwsze ilość środków przeznaczanych na inwestycje w ramach budżetu obywatelskiego. Jeżeli będą one zbyt małe, całe przedsięwzięcie nie przyniesie większego pożytku, a jedynie efekt propagandowy na korzyść rządzących. Po drugie stworzenie jasnych zasad funkcjonowania budżetu obywatelskiego, aby realizować rzeczywiste potrzeby mieszkańców, a nie tworzyć swoisty bajpas dla finansowania bieżących potrzeb gminnych jednostek. Jestem gotów do konstruktywnych rozmów z Joanną Pasierbek-Konieczny w tej i innych sprawach, o ile oczywiście zostanie wójtem, a ja radnym.

Skąd decyzja o starcie z okręgu nr 14? Niedawno spotkałem się z opinią, że to może być dla Pana bardzo ryzykowne zagranie. W macierzystym okręgu nr 15 mandat dla Pana byłby pewny, a w okręgu nr 14 może być różnie. Wszyscy wiemy, że ten okręg to matecznik Joanny Pasierbek-Konieczny.

Uważam, że zdrowa konkurencja jest dobra, bo rozwija obie strony. Nigdy nie bałem się też występowania w uczciwej rywalizacji wyborczej, nawet z bardzo mocnymi kontrkandydatami. Doświadczenie dwóch ostatnich elekcji nauczyło mnie, że nie można przed wyborami mówić o pewnych mandatach, czy stanowiskach. Nie startując na wójta chciałem, aby mieszkańcy okręgu 14, na zasadzie pars pro toto, zdecydowali jaką wizję Gostyni i całej gminy wybierają. Było to szczególnie ważne w kontekście wyrzucenia przez radnych do kosza ponad 1000 podpisów mieszkańców Gostyni pod uchwałą o przywróceniu mnie w skład Komisji Gostyńskiej. Spora część z tych podpisów została zebrana właśnie w okręgu 14. Swoim startem do rady z tego miejsca, a następnie działaniami jako radny chciałbym udowodnić, że pozytywne zmiany, na które czekają mieszkańcy nadal mogą zostać zrealizowane, o ile w radzie gminy powstanie większość skupiona na realizowaniu rzeczywistych spraw i potrzeb mieszkańców w oparciu o dialog z nimi. Większość współpracująca z wójtem, ale pracująca przede wszystkim dla mieszkańców. Takiej rady gminy chyba wszyscy sobie życzymy.

Dziękuję za rozmowę.

Exit mobile version