Dziennikarz Marek Łuszczyna gościł w piątkowe popołudnie (10 października) w Domu Kultury w Gostyni. Spotkanie w ramach Klubu Dyskusyjnego, które zgromadziło mieszkańców gminy Wyry, poświęcone było jego głośnej książce „Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne” i odbyło się w związku z 80. rocznicą Tragedii Górnośląskiej.
Spotkanie rozpoczęło się o godz. 18.00 w sali widowiskowej w trybie stacjonarnym i online. Rozmowę poprowadził kulturoznawca Aleksander Uszok, a transmisję internetową, której pełny zapis w dwóch częściach dostępny jest tutaj, realizował Janusz Ćmiel.
Marek Łuszczyna (ur. 1980 w Warszawie) – polski dziennikarz, reporter i pisarz1, autor znanych reportaży2.
Ukończył dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim. Pracował m.in. dla: „Press”, „Gazety Wyborczej”, „Życia Warszawy”, „Mówią Wieki”, „Focusa”, „Chimery” i radiowej Trójki3. Debiutował literacko w 2005 roku, kiedy jego opowiadanie zdobyło pierwsze miejsce w konkursie „Pisz do Pilcha” organizowanym przez tygodnik „Polityka”4.
Twórczość Łuszczyny koncentruje się na reportażu historycznym, w którym autor podejmuje trudne i często przemilczane tematy z XX wieku. Interesują go kwestie wojny, komunizmu, ludzkich dramatów oraz rola kobiet w historii5. W swoich książkach łączy dociekliwość dziennikarską z literackim stylem i wrażliwością na losy jednostki.
Do jego najważniejszych publikacji należą m.in. „Igły. Polskie agentki, które zmieniły historię” (2013) – opowiadające o kobietach działających w służbach wywiadowczych, oraz „Zimne. Polki, które nazwano zbrodniarkami” (2014) – poświęcone kobietom uwikłanym w dramatyczne i kontrowersyjne wydarzenia6. Uznanie przyniosła mu też książka „Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne” (2017), w której opisał historię powojennych obozów na ziemiach polskich z uwzględnieniem m.in. losów Ślązaków7. W 2021 roku wydał reportaż „Nocni myśliwi. Jak Polacy zorganizowali najsłynniejszą ucieczkę z nazistowskiego obozu”, przedstawiający polski wątek tzw. „Wielkiej ucieczki” ze Stalagu Luft III w Żaganiu.
Za swoją twórczość Marek Łuszczyna był wielokrotnie wyróżniany i nominowany do prestiżowych nagród, w tym Nagrody im. Teresy Torańskiej oraz Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za Reportaż Literacki8. Jego książki i reportaże od wielu lat cenione są za rzetelność, emocjonalną głębię i odwagę w podejmowaniu tematów, które wciąż budzą kontrowersje w polskiej historii, choć nie powinny.
Książka „Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne”, wokół której toczyło się spotkanie, została wydana w 2017 roku nakładem wydawnictwa Znak Horyzont. To reportaż historyczny, w którym ujęto temat obozów funkcjonujących po zakończeniu II wojny światowej na ziemiach polskich w ramach państwowego aparatu bezpieczeństwa9.

Na łamach książki autor przybliża historię miejsc, w których po wojnie więziono osoby uznane za przeciwników nowego ustroju, opierając się na dokumentach archiwalnych, materiałach śledczych, wspomnieniach świadków i relacjach byłych więźniów, wplatając ich losy w szeroki kontekst polityczny i społeczny tamtego okresu. Opisuje m.in. obóz Zgoda w Świętochłowicach i jego brutalnego komendanta Salomona Morela, ale też obozy w Jaworznie, Krzesimowie, Potulicach, Łambinowicach i Oświęcimiu.
Książka skłania czytelnika do refleksji nad tym, dlaczego losy ofiar powojennych obozów uznawane są za „małą” część historii, mimo że liczba ofiar i ich cierpienia były ogromne. Stawia też przed czytelnikiem pytanie o odpowiedzialność – zarówno jednostkową, jak i zbiorową – za czyny popełnione w tych miejscach.
„Marek Łuszczyna dotyka tej wstydliwej karty we wstrząsającym reportażu historycznym. Przywraca pamięć, zarazem przestrzega: bywa w historii, że wczorajsza ofiara nazajutrz staje się katem”
– pisała w „Gazecie Wyborczej” Magdalena Grochowska10, odnosząc się m.in. do opisanej w książce historii komendanta obozu Zgoda11.
Autor książki w rozmowie o powojennych obozach
Rozmowa dotyczyła w dużej mierze książki „Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne”, w tym genezy jej powstania, znaczenia tytułu, ale też kontrowersji wokół użycia słowa „polskie”. Bazując na jej treści omówiono m.in. temat powojennych obozów i ich miejsca w pamięci historycznej, a także odpowiedzialności państwa za powojenne represje, mając cały czas na uwadze przypadającą w tym roku 80. rocznicą Tragedii Górnośląskiej, która jest oficjalnie obchodzona w województwie śląskim.
W trakcie spotkania w Gostyni autor wyjaśnił m.in., że decyzja o użyciu określenia „polskie obozy koncentracyjne” nie była reakcją na ówczesne medialne spory, lecz wynikała z faktu, że powojenne obozy działały z inicjatywy polskiej administracji, mimo że funkcjonowały w realiach państwa niesuwerennego (niepodległego, ale niesuwerennego)12.
Pierwotnie, jak wspomniał, planował inny tytuł – „Lekkie cierpienie”, ale wydawca Maciej Gablankowski z wydawnictwa Znak uznał tę propozycję za zbyt łagodną.
„Usłyszałem: Marek, co ty pier*****, to nie cierpienie, to zbrodnia. A ja na to: taka »mała zbrodnia«. I tak zostało” – przyznał.
W tej części spotkania autor wspomniał też m.in. o burzliwym odbiorze książki po premierze i fali oburzenia ze strony tzw. środowisk prawicowych. To, jak dodał, z jednej strony ze względu na ich niechęć do podejmowania tego tematu, a z drugiej pobieżne potraktowanie publikacji, która często była oceniana tylko na podstawie tytułu, bez znajomości jej treści i podstawowej wiedzy o złożonej powojennej rzeczywistości.
Autor, jak przyznał, był gotowy na tego typu głosy ze względu na tytuł książki. Obozami powojennymi zajął się, bo to był dobry i nieodkryty wcześniej temat dla reportażysty, choć na początku jeszcze nie wiedział, z jak trudną materią przyjdzie się mu mierzyć. Poza tym, jak dodał, emocje z czasem opadły, a książka żyła głównie na tzw. ziemiach odzyskanych i na Górnym Śląsku, czyli tam, gdzie zbiorowa pamięć o obozach jest silna.
Pożywka dla śląskiego nacjonalizmu
W trakcie rozmowy autor przyznał m.in., że „Mała zbrodnia” powstała z potrzeby sprzeciwu wobec polskiego nacjonalizmu i jednostronnego patrzenia na historię, jednak z czasem zauważył, że publikacja zaczęła być wykorzystywana przez niektóre środowiska śląskich nacjonalistów jako argument przeciwko Polsce.
Wspominał, że po premierze przyjęto go na Śląsku bardzo życzliwie, był rozchwytywany przez czytelników na Facebooku, gdzie m.in. za ich sprawą natrafił na dyskusje, w których książka była traktowana przez część osób jako dowód, że Polacy są „okupantami”, a Ślązacy powinni się od polskości odciąć.

Autor nazwał to gorzkim paradoksem – bo mimo, że napisał książkę przeciwko jednej skrajności, to jego dzieło z czasem zaczęło napędzać inną. Mówił, że obserwując niektóre komentarze w mediach społecznościowych, widział w nich nienawiść podobną do tej, którą sam próbował opisać i zrozumieć. Zastrzegł jednak, że dotyczy to jedynie niewielkiej grupy, bo większość Ślązaków przyjęła książkę z empatią i uznaniem.
Przyznał też, że w Gostyni miał okazję powiedzieć o tym publicznie po raz pierwszy.
Perspektywa warszawska
W pewnym momencie autor zaskoczył również wyznaniem, że pisząc książkę był początkowo „kompletnym cymbałem” w kwestii realiów życia na Górnym Śląsku.
W Warszawie, jak wyjaśnił, polskość obywateli jest bezdyskusyjna i przez to zawsze miał możliwość swobodnego wyrażania również krytycznych poglądów wobec państwa. Nie miał natomiast pojęcia o tym, że na Górnym Śląsku, gdzie polskość nie była tak oczywista, to samo państwo po II wojnie światowej prowadziło opresyjną działalność – dopiero z czasem odkrył, że w okresie PRL były to kwestie tak poważne, jak problemy w pracy za używanie „godki” czy nastawianie dzieci, by w szkole nie mówiły po śląsku.

Świadomość tych faktów, jak przyznał, budowała się w nim powoli, w miarę weryfikacji docierających do niego informacji w kilku niezależnych źródłach. I dodał szczerze, że gdyby na początku swojej pracy wiedział, że porusza tak trudny społecznie temat, to być może byłby bardziej zachowawczy i nie napisałby tej książki.
Sprawa, o której długo milczano
W nawiązaniu do Tragedii Górnośląskiej w jej 80. rocznicę prowadzący Aleksander Uszok dodał w trakcie rozmowy, że w okresie PRL rok 1945 był przedstawiany opinii publicznej wyłącznie jako moment „wyzwolenia” przez Armię Czerwoną i Wojsko Polskie, podczas gdy na Górnym Śląsku „wojna” dla wielu się wtedy dopiero zaczynała, bo mieszkańcy musieli zmierzyć się z aresztowaniami, deportacjami i pobytem w obozach. Podkreślił, że o tym ostatnim otwarcie zaczęło się mówić dopiero w ostatnich latach.
Tragedia Górnośląska to pojęcie, które zaczęto szerzej używać po 1989 roku, głównie przez publicystów i środowiska lokalne, by opisać dramatyczne przejścia, jakich doświadczyli mieszkańcy Górnego Śląska pod koniec II wojny światowej i w latach powojennych. Obejmuje m.in. zbrodnie Armii Czerwonej dokonane tuż po wkroczeniu na obszar Górnego Śląska w 1945 roku (mordy, gwałty, rabunki, podpalenia, dewastacje), wywóz mężczyzn do przymusowej pracy w ZSRR, a także działalność polskich władz komunistycznych, w tym represje i karne obozy pracy. Pojęcie nie ma ścisłych ram – zaczyna się w 1945 roku, ale różne są opinie co do tego, kiedy tragedia się skończyła: niektórzy mówią o roku 1945, inni o 1948, jeszcze inni sięgają do 1956 roku.
Od 2010 roku Tragedia Górnośląska stała się przedmiotem oficjalnej polityki upamiętniania w regionie, a wyrazem tego było podjęcie przez władze samorządowe województwa śląskiego i rok później opolskiego uchwały o obchodach Dnia Tragedii Górnośląskiej.
Sporządzono na podstawie strony tragediagornoslaska.slaskie.pl.
Marek Łuszczyna przyznał, że podobne sytuacje miały miejsce również w innych regionach, np. na Mazurach, gdzie po 1945 roku ludzie nadal doświadczali przemocy. Potwierdził też, że dopiero po 1989 roku można było otwarcie mówić o tym, co stało się na Górnym Śląsku, i dodał, że dobrze byłoby, gdyby historia regionu została włączona do ogólnopolskiej pamięci o ofiarach powojennych represji.
W nawiązaniu do tego autor wyraził nadzieję, że jego książka będzie żyła przynajmniej do czasu uznania spraw śląskich, w tym ślōnskij godki, przez nasze państwo.
Ważny apel do władz
W trakcie spotkania głos zabrał też jeden ze słuchaczy, który – nawiązując do podjętej na początku dyskusji o tytule książki – potwierdził, że słowo „polskie”, zamiast „powojenne” czy „komunistyczne”, które wymownie przekreślono na jej okładce – jest jego zdaniem w pełni uzasadnione, bo władzę tworzyły nie tylko osoby związane wprost z ideologią komunistyczną, ale też osoby z innych środowisk, które skorzystały na zmianie ustroju.
Następnie wspomniał o poznanych przez siebie relacjach osób więzionych w obozie w Zgodzie, które mówiły o śpiewaniu na rozkaz pieśni religijnej „Kiedy ranne wstają zorze”, ale też o codziennym biciu i upokorzeniach, lecz bez ideologicznej indoktrynacji. Jego zdaniem pieczę nad osadzonymi sprawowali po prostu ludzie brutalni, którzy działali raczej dla zaspokojenia swoich rządz, niż z pobudek politycznych dla takiego czy innego ustroju.
Zwrócił też uwagę, że do dziś nikt z władz państwowych nie przeprosił Ślązaków za powojenne obozy i represje, przez co jego wypowiedź stała się z jednej strony apelem o uznanie win i zadośćuczynienie, a z drugiej świadectwem pamięci o ofiarach, o których przez kilka dziesięcioleci nie wolno było mówić.

Pozostali rozmówcy przychylili się do tego apelu, a autor książki dodał, że gdyby zdecydowano o drugim wydaniu, to z pewnością uzupełniłby ją o kolejne wątki.
Opinia publiczna żyje dziś w „bańkach”
W trakcie spotkania autor w interesujący sposób odniósł się również m.in. do roli mediów i zmian w sposobie odbioru trudnych tematów. Wskazał, że po premierze książki w 2017 roku, spory w polskiej przestrzeni jeszcze toczyły się w ramach jednego wspólnego „mainstreamu”, który tworzyły ogólnopolskie tytuły prasowe, stacje telewizyjne i portale horyzontalne. Regularnie „grillowała” go Gazeta Polska Codziennie, a oliwy do ognia w pewnym momencie nieopatrznie dolał Jerzy Urban z tygodnika „Nie”13.
Jednak, jak wskazał, gdyby książka ukazała się dziś, to wszystko z pewnością wyglądałoby inaczej, bo debata publiczna w ostatnich latach rozpadła się na odrębne „bańki” informacyjne, które bardzo rzadko się przenikają. Sprawia to, jak dodał, że nawet najgłośniejsze publikacje nie wywołują już ogólnonarodowej dyskusji, lecz pozostają w obrębie wąskich środowisk o konkretnych poglądach. Co więcej, niektóre media z tych baniek mają większy zasięg, niż pół „mainstreamu” kiedyś.

Autor wyjaśnił, że wraz z rozwojem platform takich jak YouTube zmienił się sposób prowadzenia debat publicznych, bo dziś większość dyskusji przeniosła się do tego typu serwisów, a współczesne konflikty medialne toczą się już głównie w formie krótkich filmów i komentarzy, które wspierają wybrane narracje.
Na Górny Śląsk wraca z radością
Na zakończenie spotkania Aleksander Uszok podziękował autorowi, podkreślając, że „Mała zbrodnia” okazała się dla Ślązaków książką wyjątkową, bo pozwoliła zobaczyć ich historię oczami osoby spoza regionu, która potraktowała temat z pełną powagą i empatią.
„Ta książka pokazała nam, że nie chodzi tylko o poczucie krzywdy, ale o nazwanie rzeczy po imieniu” – podkreślił.
Dziękując za zaproszenie do Gostyni Marek Łuszczyna zapewnił, że na Górnym Śląsku spotkało go wiele życzliwości, dlatego zawsze z radością tu wraca.






Spotkanie zorganizowane dzięki gminie Wyry przebiegało pod honorowym patronatem europosła Łukasza Kohuta. Patronem medialnym wydarzenia był portal Wachtyrz.eu.
Podczas spotkania można było kupić książkę autora, dzięki współpracy DK Gostyń z sklepem Ajncla.eu z Nikiszowca oraz gostyńską księgarnią Silesiabook. Była to nie lada okazja, bo książka nie jest już dostępna w szerokiej dystrybucji (chociaż wciąż można o nią zapytać we wspomnianym sklepie na Nikiszu). Poza tym jeszcze przed rozpoczęciem spotkania, autor z dużą życzliwością podpisywał swoje książki.
Spotkania w ramach Klubu Dyskusyjnego Domu Kultury prowadzone są od marca 2021 roku. Do dyskusji na tematy związane z Górnym Śląskiem zapraszane są osoby zajmujące się regionem. Mieszkańcy mogą brać w nich udział stacjonarnie w domu kultury lub online poprzez transmisje w serwisach społecznościowych. Spotkania odbywają się dzięki wsparciu Urzędu Gminy Wyry i pod patronatem portalu Wachtyrz.eu.